Materiały prasowe
Logotypy
Zdjęcia
Dźwięki


Data: 2003-07-27 skan źródło: Przegląd lotniczy (07/2003)

Babice-Kętrzyn. Rajd AOPA 2003

W dniach 31. V - 1. VI odbyła się 2 edycja organizowanego już corocznie rajdu nawigacyjnego AOPA (Aircraft Owners and Pilots Association). Impreza oparta jest na regulaminie zawodów w lataniu precyzyjnym. Szczęśliwi posiadacze własnych samolotów zlatują się tłumnie - aby móc sprawdzić zarówno siebie jak i swoje maszyny w nieco innych niż zwykle warunkach. W tym roku zgłosiło się ponad dwadzieścia załóg, jednak jak zwykle wielka polityka uniemożliwiła kilku z nich dotarcie do Warszawy na czas. Ze względu na wzmożoną aktywność "Air Force One" w rejonie europu środkowo - wschodniej część samolotów została na dłużej uziemniona na lotniskach. Ostatecznie w zawodach wzięło udział 18 uczestników, a raczej 36 (pary pilot + nawigator), noi jeszcze trochę ja. Na 10 rano zaplanowana została odprawa dla uczestników rajdu. Chwilę wcześniej poznałem załogę, która wspaniałomyślnie zaoferowała się zabrać ze sobą reportera PLAR. "Mój" samolot odnalazłem akurat w chwili tankowania, gdy mechanicy z lekkim niepokojem patrzyli na wyciekające z odpowietrznika na końcówce skrzydła paliwo. Czyżby coś nie tak - nie, nie, uspokaja Andrwe Hoppe - nasz kapitan, to zupełnie normalne, to tak zawsze... Zaraz potem okazuje się, że musimy przekołować na drugą stronę lotniska pod wieżę kontroli kotów, gdzie ma zacząć się odprawa i skąd rozpoczną się starty. Rzut oka na samolot, to doskonale wyposażona Cessna 210 , w Polsce niewiele takich lata.... Wskazuję na tył kabiny, jest tu zastanawiająco dużo miejsca, choć sporo zajmuje umieszczony tam duży pakunek w ciemnym pokrowcu. To dlatego, że dwa fotele zostały zdemontowane, wyjaśnia Andrzej Brylak - nasz nawigator, niezbyt często zabiera się na pokład więcej niż trzy osoby, a poza tym rower by się nie zmieścił. Rower?! No tak, przecież ląduje się w bardzo różnych miejscach, zwykle lotniska położone są w pewnej odległości od miast i trzeba mieć jakiś własny środek lokomocji, inaczej skazuje się tylko na piwo w lotniskowej knajpie... Pomysł wydaje się fantastyczny, trzeba mieć tylko trochę wolnej przestrzeni w samolocie, a o to zwykle nie łatwo. Zaczyna się odprawa. Sporo osób po raz pierwszy bierze udział w tego typu rajdzie, więc pytaniom i wyjaśnieniom nie ma końca. Choć impreza traktowana jest przez uczestników w kategoriach towarzysko rekreacyjnych, to jednak wyraźnie odczuwa się atmosferę lekkiej rywalizacji, bez której ie byłoby przecież dobrej zabawy. Wszyscy zadeklarowali już swoje przelotowe prędkości, ostatnia weryfikacja listy startowej - nie wszyscy uczestnicy dotarli, niektóre załogi zmieniły nieco skład. Okazuje się , że lecimy jako pierwsi, bo najszybciej - 200 km/h. To trochę dużo jak na wypatrywanie literek w trawie, ale taki mamy samolot.
Andrew jest profesorem w Cambridge w dziedzinie komputerów i informatyki, a swoją Cessną zdążył już zwiedzić prawie cały świat. Nawet do Ameryki Południowej, raz nawet lądował nią na lotniskowcu na Atlantyku, żeby dotankować. Szybę samolotu zdobią winiety celne z USA. Andrew mówi, że w Wielkiej Brytanii lata się zupełnie inaczej niż w Polsce, na dużych wysokościach i z prędkościami 180 węzłów (a nie 140 km/h)lotów nie trzeba nikomu zgłaszać, jeśli nie wkracza się w określone strefy przestrzeni powietrznej, a niktóre samoloty nie mają nawet radia... Wyprawa do Polski jest więc dla niego nowym, ciekawym doświadczeniem, a start w rajdzie traktuje kao świetną okazję do zwiedzenia kraju ( z powietzra oczywiście).
Odprawa zbliża się ku końcowi, wszyscy otzrymali swoje plany lotów i dokładnie je sprawdzili, prognoza pogody - żadnego wiatru, dużo słońca - warunki po prostu wymarzone.
Startujemy o 13.00. Pozostała nam więc jeszczee cała godzina. Andrzej i ... Andrzej postanawiają zjeśc coś konkretnego. Z niepokojem przyglądam się solidnej porcji kiełbasy z rusztu, którą mi serwują. Mój konformizm nie pozwala mi odmówić - oby tylkop te wszystkie torebki, które zapobiegliwie wziąłem ze sobą nie okazały się potrzebne... (na szczęście nie były).
Rozpoczyna się rajd, kołujemy na pas bez zbędnych ceregieli - bo czas startu mamy ściśle wyzmaczony, zresztą i tak cała Polska wie, że będziemy latać,. W trakcie zawodów z radia korzystać nie można, choć dla każdego odcinka trasy mamy przydzielone częstotliwości, na których będzie trwał nasłuch. To tak na wypadek kłopotów technicznych, albo jakby ktoś się zgubił... Zaraz za lotniskiem, zgodnie ze zwykła procedurą, nawracamy w kierunku w tzw. punktu Juliett (nad Jabłonną). A potem wzdłuż Wisły kierujemy się na Modlin gdzie zlokalizowany jest początek trasy. Gdy widać już miejscowe lotnisko, rękaw i hangar stanowiący początek trasy, zataczamy szeroki krąg, aby stracić nieco czasu. Trzeba to zrobić uważnie, tak żeby niechcący nie przekroczyć linii startu, bo oznaczało by to sporo punktów karnych. Cała nasza trasa rozpisana jest z dokładnością do sekundy, a każda nawet dwusekundowa różnica natychmiast punktowana jest jest przez bezlitosnych sędziów. Miejsca pomiaru czasu rozmieszczone są wzdłuż trasy, przede wszystkim w miejscach, gdzie przewidzane zostały zmiany kursu, ale przygotowano też dodatkowe niespodzianki w przydrożnych krzakach. Mijamy punkt starowy i od tej pory lecimy jak po sznurku nie wypuszczając stopera z rąk. Nad mostem w Krze wykonujemy ze względów bezpieczeństwa zakręt proceduralny, obowiązkowy w każdym miejscu, gdzie poszczególne odcinki trasy tworzą ze sobą kąt ostry. Dalej kierujemy się w okolice Zalewu Zegrzyńskiego, a potem Broku. Zaczynamy wytęrzać wzrok w poszukiwaniu znajdujących się wzdłuż trasy obiektów, które powinniśmy znaleść i dokładnie oznaczyć na mapie. Są to bądź literki z białego płutna bądź elementy krajobrazu uprzednio sfotografowane przez organizatorów rajdu i których zdjęciami mamy teraz zalepioną całą deskę rozdzielczą. Gdy w oddali zaczyna majaczyć Wyszków, ogarnia nas lekki niepokój bo mimo najszczerszych chęci nie udało się nam wypatrzyć, nic co można by zaznaczyć na mapie. Musieliśmy przegapić, niemożliwe, by tak długi kawałek pozostawiono pusty. Generalnie lecimy zdecydowanie za szybko. Przy 200 km/h i na wysokości 300m porównanie zdjęcia z czymś co widzimy w dole graniczy prawie z niemożliwością. Nawigator oznaczył co prawda jakieś literki, choć mi ze względu na kiepską widoczność z tyłu nie dane mi było ich zobaczyć, jednak zdjęcia nadal wiszą nietknięte. Za Brokiem kierujemy się na północ. Wydaje mi się, że widzę przed sobą załom rzeki podobny do tego na jednym ze zdjęć, jednak po krótkiej dyskusji dochodzimy do wniosku, że to jednak nie to. W tym czasie rzeczony zakręt dawno zniknął w oddali, a dłuższa chwila odwróconej uwagi prawdopodobnie zaowocowała przegapieniem jakiegoś innego, tym razem właściwego szczegółu. Ale nic, na pocieszenie po prawj mijamy bardzo charakterystyczny kościół. Tak, teraz na pewno nie może być pomyłki. Andrzej zaznacza właściwy numer na mapie, a zdjęcie natychmiast ląduje na podłodze. Nie będzie już nas rozpraszać.
Cały czas bacznie pilnujemy stopera. Okazuje się, że mamy tendencję do pewnego wyprzedzania naszego planu lotu. Aby wytracić nieco prędkość Andrew wysuwa co jakiś czas podwozie by nie przelecieć zbyt wcześnie nad punktami kontroli czasu. Mijamy stadko Dromaderów na lotnisku w Roztokach, parę minut później w dole przepływają Mazury. Piękna pogoda, widoki zaiste bajkowe. Organizatorzy rajdu postarali się, żeby jego uczestnikom nie zabrakło również wrażeń estetycznych. Po prawej mijamy maszt, którego współrzędne uparcie wbijano nam do głowy podczas odprawy (N 53o56'08"; E 02150'53").Ma ze 300 m i trzeba na niego uważać. Po prawej Giżycko, odbijamy w lewo w kierunku Kętrzyna, mijamy ostatni punkt trasy i wreszcie skorzystać z radia. Chwilę później, na lotnisku, "marszałek" pokazuj nam miejsce, gdzie mamy stanąć.
Najlepsza zabawa dobiegła już końca, teraz pozostaje zdać mapę komisji sędziowskiej i czekać na ogłoszenie wyników. Potrwa to kilka godzin, bo muszą przylecieć wszyscy zawodnicy, a potem jeszcze liczenia co nie miara. Każde 2 sekundy różnicy w czasie, na każdym punkcie różnicy czasu, każda literka, każde zdjęcie, czy aby zaznaczone w dobrym miejscu? Czekając na ogłoszenie wyników wszyscy uczestnicy zasiadają w lotniskowej knajpie, do rozdania pucharów będą już pewnie bardzo zintegrowani...
Witold Kościesza - Jaworski