Press resources
Logotypes
Photos
Sounds


Data: 2003-07-27 skan źródło: Przegląd lotniczy (07/2003)

Kętrzyn pełen samolotów

Niestrudzony Stanisław Tołwiński, przy wsparciu Aeroklubu Polskiego oraz Starostwa powiatowego w Kętrzynie po raz drugi już zorganizował na lotnisku Wilamowo Europejski Jarmark Lotniczy. Jest to - obok sierpniowego Festynu Lotniczego - druga główna impreza odbywająca się na tym lotnisku.
Jarmark z założenia jest imprezą nastawioną na integrację środowiska lotniczego i ma raczej cechy zlotu, na którym lotnicy i miłośnicy latania mogą się spotkać, porównać swój sprzęt, coś kupić, wypróbować, a także załatwić ważne sprawy - jak np. badania lotniczo-lekarskie w GOBLL. Latanie w scenerii krainy tysiąca jezior jest również wpisane w atmosferę tej imprezy.
Jarmark trwał dwa dni - sobotę i niedzielę 31.05. - 01.06. Pierwszy dzień miał charakter lotniczy, drugi - imprezy dla bardziej masowej publiczności.
Co w tym roku było nowego - przede wszystkim europejskość imprezy objawiła się tym, że bardzo licznie pojawili się na niej goście i wystawcy z Litwy. Tu nasuwa się od razu porównanie z Targami w Katowicach, które odbyły się dwa tygodnie wcześniej - tam bliskość granicy czeskiej zaowocowała zainteresowaniem naszych południowych sąsiadów - Kętrzyn z kolei ma szansę stać się dobrym przyczółkiem dla zaprezentowania oferty znad Niemna - generalnie mało u nas znanej. Skorzystała z tej okazji firma Helisota z Kowna, zajmująca się naprawami i remontami dużych śmigłowców (Mi-8 i Mi-17) a także dużych samolotów (An-24, An-26, Ił-76). Niejako na boku tej całej działalności firma rozwija całkiem interesujący produkt jakim jest samolot klasy VLA, o nazwie LAK-X. Swoją elegancką sylwetką przykuwał uwagę wszystkich przybyłych do Kętrzyna widzów. Moją też. Jeden z konstruktorów wraz z pilotem fabrycznym, odpowiadają na wszystkie moje pytania, zapraszają do kabiny. Konstrukcja kompozytowa - szklano-epoksydowa z preimpregnatów termoutwardzalnych, bryła starannie dopracowana pod względem aerodynamicznym. Płat wyposażony w klapy przestawiane elektrycznie (-5o; +45o) sprężone z lotkami (tzw. klapolotki - neutrum lotek zmienia się wraz z wychyleniem klap). Kabina przestronna dzięki zastosowaniu rzadkiego układu średniopłata, siedzi się komfortowo - podłokietniki są umieszczone we wnękach skrzydłowych. Za oparciami duża przestrzeń na bagaż (40 kg). Egzemplarz prezentowany w Kętrzynie (nr seryjny 4) był wyposażony w silnik Continental i drewniane śmigło o stałym skoku Warp Drive. Firma prowadzi na nim aktualnie próby certyfikacyjne do kategorii VLA. Ogółem wyprodukowano 4 egzemplarze, wszystkie w kategorii Experimental, dwa sprzedano do USA, a jeden fabryka właśnie zamierza sprzedać (nr seryjny 001 z silnikiem Limbach 2400 i śmigłem Muhlbauer o zmiennym skoku) za cenę 25 tys. USD Wkróce LAK-X ma być też oferowany w kitach w cenie 10 tys. USD (bez silnika i przyrządów). Zwiedzający Jarmark mieli możliwość odbycia lotów demonstracyjnych, z czego skorzystał i niżej podpisany. Samolot ma V przelotową 200km/h (max 250), zaś dopuszczalną w burzliwej atmosferze 180 km/h. Nie wiedzieć czemu pilot i pasażerowie musieli zakładać spadochrony, mimo, że samolot jest wyposażony w system ratowniczy BRS.
Ekipa z Kowna przyleciała jeszcze samolotem akrobacyjnym Jak-52, który latał na okragło z amatorami zakosztowania prawdziwej lotniczej akrobacji (utytułowany pilot wykonywał w każdym locie kilka dynamicznych samolotowych figur). Chętnych widocznie nie brakowało, bo Jak latał na okrągło. Bratanie się z Litwinami (od Unii Lubelskiej do Europejskiej)musiałem na chwilę przerwać, bo oto zakołował na stoisko charakterystyczny żółty samolot, o którym już wiele słyszałem, nigdy jednak nie znalazł się w oku obiektywu redaktora PLAR. Mowa o RV-6 ze świdnika. Pognałem więc na sam koniec rzędu samolotów, żeby przybysze nie zdążyli zmieszać się z tłumem. A więc to tak wygląda ten kultowy dla konstruktorów amatorów "home-biult" - szybki, prawie 300 km/h przelotowej, zdolny do akrobacji, o solidnej konstrukcji (obciążenia dopuszczalne -3; +6).
Rodzinę konstrukcji Vance'a opisywaliśmy w PLAR 5/96. Tu mamy do czynieniaz pierwszym i jedynym jej przedstawicielem w Polsce. Jego właścicielem jest Karel Peeraer (czyt. Karl perar), Belg, na szczęście na wymowie jego nazwiska kończą się trudności z komunikacją, bo Karel mówi doskonale po polsku. Towarzyszy mu Jerzy Burdzanowski, z którym razem pod kierownictwem Henryka Wickiego zbudowali ten samolot z zestawu czyli "kitu". Samo to już zakrawa na sensację, bo jeśli chodzi o "kity" to odsetek przedsięwzięć zaniechanych przekracza podobno 60%. Jestem skłonny w to wierzyć, bo te budowy, które znam, ciągną się wieloma latami. Tu sprawy potoczyły się wręcz błyskawicznie: paczka z elementami przyszła w 1998 r. oblot nastąpił w 2000 r. Karel latał na samolotach od dawna, RV-6 sprawił sobie, bo jest to samolot dla takich jak on entuzjastów. Wraz z kitem zamówił od razu silnik Lycoming 160 KM, bo firma Vance Aircraft ma u Lycominga zniżkę. Wyjęli blachy z paczki i zaczęli ... zakuwać we trzech te 12 tysięcy nitów. Robota wyszła im dobrze, bo większości nawet pod lakierem nie było widać, ani śladu też zafalowań blachy. Ciekawostką i trudnością są tu integralne zbiorniki w skrzydłach (po 70 l), które muszą być z założenia szczelne. Karel ma teraz szybki samolot, którym może sobie "śmigać" do Belgii - z lotniska Nadrybie (koło kopalni w Bogdance w lubelskiem) zajmuje mu to 4,5 godziny z odprawą w Zielonej Górze włącznie. Jedyny problem to taki, ze w Polsce nie może wykorzystać szybkości jaką dysponuje, bo - mówiliśmy już o tym setki razy - u nas loty VFR trzeba wykonywać w strefie turbulencji przyziemnej, wysokości i prędkości można nabrać dopiero po przekroczeniu granicy, wcześniej grozi to przeciążeniem konstrukcji, a i lot z duzą szybkością po powietrznych wertepach tez nie jest przyjemny.
Zostawiam Karela i jego kolegę otoczonych wianuszkiem zaciekawionych lotników, swoja historie będą tu musieli jeszcze opowiedzieć przynajmniej ze 20 razy nim dane im będzie odejść od samolotu. Wrócę później na lot, żeby przekonać się osobiście, że samolot jest niesłychanie szybki , rwie do góry, jest bardzo zwrotny - wymaga starannego pilotażu i trochę doświadczenia lotniczego. Można się naprawdę wyżyć. Tymczasem idę zobaczyć, co się dzieje w hangarze, bo spodziewam się prawdziwej sensacji...
A więc to wszystko prawda! Dobrze znajome wszystkim pilotom panie w białych kitlach, leżanki, aparatura, tablica okulistyczna - nie wierzyłem do końca, że pomysł urządzenia sesji wyjazdowej GOBLL wypali. Poszczególni specjaliści "obrabiają" rozebranych do pasa facetów. Prowadzone są tu badania nie tylko dla tzw. personelu latającego (z wyjątkiem kandydackich), ale też sportowe, wymagane np. dla pilotów motolotni. Hm, na przedłużenie badań trzeba poświęcić cały dzień jeśli się nie mieszka we Wrocławiu, moje wygasają za dwa miesiące... A tu - wszystko na miejscu - nie waham się podchodzę z marszu.
Badania są płatne wg zwykłych stawek, ale dziś w Kętrzynie cały wpływ jest przeznaczony na Centrum Zdrowia Dziecka (z racji przypadającego właśnie Dnia Dziecka). Pierwsze pół godziny to wypełnianie nowego JAR-owskiego formularza. Pozostałe badania zajmuja godzinę. Tylko u internisty trzeba było odczekać aż wożący pasażerów An-2 zakończył próbę silnika, bo pani doktor nie słyszała w tym huku, co tam się w klatce dzieje. I już.
Jestem pod wrażeniem. Rozmawiam z dyrektorem GOBLL doktorem Januszem Markiem. "Sesje wyjazdowe to nowość, ale zarządzanie samofinansująca się placówką wymaga ciągle nowych pomysłów" - mówi. W czasie Jarmarku przebadano ok. 30 osób. Liczni zwiedzający zasięgnęli tez informacji o badaniach lotniczo-lekarskich, temat ten wszystkich fascynuje, a i przesądów jeszcze jest co nie miara. Wszyscy mogli też zobaczyć na własne oczy jak te badania wyglądają. Obecność lekarzy orzeczników na imprezie lotniczej uważam za świetny pomysł, również ze względu na popularyzację lotnictwa.
Wychodząc z hangaru napotykam (aż się boję wymienić) Naczelnika Wydziału Personelu Lotniczego, który wysiadł właśnie z ultralekkiego Storcha. "Bardzo dobry, prawidłowy samolot!" stary lotnik stwierdza z przekonaniem. Ech, a może by tak sesja wyjazdowa całego Urzędu Lotnictwa Cywilnego na następnym Jarmarku?
Może Wysoki Urząd spotkał się z petentami na lotnisku, i pogadał jak lotnik z lotnikiem?
Krzysztof Krawcewicz
Organizatorzy EJL 2003 dziękują patronom medialnym: TVP3, Radio Olsztyn, Przegląd, Gazeta Wyborcza, Onetkonekt