Data: 2008-12-01 |
skan |
źródło: Flygande Veteraner |
W Kętrzynie czuć ciężkie uderzenia skrzydeł prawdziwej historii
Artykuł przetłumaczony z języka szwedzkiego
Raport z Kętrzyna / Rastenburga z perspektywy wojskowo-historycznej, 1-3 sierpnia 2008
W Kętrzynie czuć ciężkie uderzenia skrzydeł prawdziwej historii
Polecieliśmy do Kętrzyna / Rastenburga samolotem. Głównym powodem był XII Europejski Zlot Samolotów AN-2 & Jubileuszowy Festyn Lotniczy MAZURY 2008”. Ale to był jedynie początek.
Start z lotniska Bromma o 9.20, tankowanie w Gdańsku, który był pierwszym miescem lądowania na terenie Polski dla Disy! Do Kętrzyna-Wilamowa / Wilhemsdorfu dotarliśmy o 13.30.
Każde z dzielnych śmigieł Hamiltona pracowało na 200.000 obrotów. Dobra robota!
Była to wyjątkowa podróż pod wieloma względami. Miła mieszanka porządku, lekkiego uroczego chaosu, hałasu silników, badań historycznych nad Kwaterą Główną Wilczy Szaniec i innych atrakcji, jak na przykład rejs statkiem po jeziorach mazurskich, biesiada grillowa w Węgorzewie / Angerburgu, w przystani na Mamrami, najbardziej na północ położonym jezior Pojezierza Mazurskiego.
Mieszkaliśmy w Kętrzynie i udało nam się oczywiście zdążyć odwiedzić restaurację, przejść się po mieście a także przy pewnym wysiłku zajrzeć do katedry i zamku. Kętrzyn to nieco zniszczone miasto, ale dobrze zachowane i z wieloma nowoczesnymi elementami. Jednakże nad miastem unosi się ciężki posmak czasów komunizmu. Należy dodać, że miasto znane jest ze swojej świetnej stadniny.
Prawdziwe jedzenie
Polska jest krajem o wysokiej kulturze, w związku z czym, nie brakowało pożywnego i bogatego w proteiny jedzenia, szlachetnych warzonych i destylowanych trunków wszelkiego rodzaju. Należy odnotować, iż kultura sałatek jeszcze nie zdążyła się tu rozplenić. I być może jest to całkiem zrozumiałe.
Doceniano nas!
Przede wszystkim jednak zostaliśmy zauważeni. W naszej ojczyźnie, jako emeryci, traktowani jesteśmy jako przede wszystkim koszt. I nie wszyscy do końca potrafią zrozumieć jak taki koszt może jeszcze dodatkowo zajmować się równie starymi samolotami. W Polsce zostaliśmy prawdziwie docenieni, co było bardzo przyjemne. Zdobyliśmy też piękne puchary za „Najbardziej historyczny samolot” oraz „W najlepszym stanie”.
Gdzie leży Kętrzyn i Mazury?
Na wschodzie jak Hangö i na południu jak Lubeka. Czyli w północno-wschodniej Polsce. Wilamowo N 54 02, E 21 25.
Europa jest jedyną częścią świata, której brakuje wyraźnej wschodniej granicy. Rzeka Dunaj traktowana była jako wschodnia granica Europy jedynie w średniowieczu. Car Piotr Wielki przeniósł wschodnią granicę na Ural. W trwającym obecnie konflikcie kaukaskim Gruzja uznawana jest za kraj europejski. Z tej perspektywy Mazury i Kętrzyn położone są zdecydowanie w Europie Środkowej, ale wielu uważa, że tak naprawdę jest tu „wschód”.
Zagmatwana geografia
Rejon ten stanowią dawne południowe Prusy Wschodnie, które po II wojnie światowej zostały podzielone, na mocy decyzji aliantów w Poczdamie, pomiędzy Polskę a Rosję, czyli Obwód Kaliningradzki. Kaliningrad, dawny Köningsberg, był stolicą byłych Prus Wschodnich. Olsztyn / Allenstein, który przypadł Polce, był ośrodkiem władzy regionalnej. Cała Polska została przesunięta o 250 km na zachód, kosztem Niemiec. Warto zauważyć, że Polska obecnie nie graniczy wcale od wschodu z Rosją, z wyłączeniem Obwodu Kaliningradzkiego, a jedynie z Litwą, Białorusią i Ukrainą.
Wszystkie te korekty granic i najnowsze zmiany polityczne sprawiają, że kwestie nazewnictwa rzek, jezior, miast i wsi są nieco skomplikowane i trudne. Ale nazewnictwo nie stanowi jednak tu dużego problemu. Zauważyłem, że we współczesnych przewodnikach niemieckie nazwy są niemal „równoprawne” z nazwami polskimi. Powodem tego może być rosnąca liczba niemieckich turystów, którzy stanowią spore źródło przychodów. Współpraca pomiędzy zwykłymi obywatelami na płaszczyźnie handlowej funkcjonuje czasami wręcz doskonale.
Jubileuszowy pokaz lotniczy
Lotnisko Kętrzyn Wilamowo jest lotniskiem trawiastym i jest miejscem o silnych korzeniach historycznych. Lotnisko to należało do Kwatery Głównej Wilczy Szaniec i to tutaj właśnie, pułkownik sztabu generalnego, Claus Schenk Graf von Stauffenberg – zaledwie 37-letni – wylądował ok. godz. 10:15 samolotem kurierskim, Ju 52 z Berlina-Rangsdorfu, w pamiętny czwartek 20 lipca 1944, w celu przeprowadzenia zamachu bombowego, mającego zabić Adolfa Hitlera. Zamach się nie powiódł, co skończyło się tragicznie dla zamachowców i ich rodzin, ale nie można było tego odwrócić.
Nieco później.
Na miejscu było ok. trzydziestki AN-2 i innych samolotów. Natychmiast zostaliśmy oblężeni, ponieważ nasza Daisy była naturalnie największa, najbardziej błyszcząca i najstarsza. Dano nam, między innymi, czapeczki, koszulki trykotowe i kupony na posiłki, więc szybko poczuliśmy się najedzeni i bardzo zadowoleni.
Silniki tłokowe
Przyjemnie nam było, że wszystkie dźwięki silnika generowały silniki tłokowe. AN-2 jest samolotem polskiej produkcji - niezorientowanym można wyjaśnić, że jest to największy na świecie jednosilnikowy dwupłatowiec i że został skonstruowany nieco w duchu Douglas DC-3. Znaczenie AN-2 dla komunikacji lotniczej i innych zadań w dawnym Związku Radzieckim i podległych mu państw było ogromne. W latach 1948 – 1960 wyprodukowano ponad 18 tysięcy egzemplarzy. Wyposażony jest w silnik gwiazdowy typu AS-621 R, produkowany w Polsce na amerykańskiej licencji Wright R 1820. Silnik ten jest prawie wielkości Pratt & Whitney R-1830 z Daisy, ale różnica polega na tym, że polski silnik bazuje na układzie pojedynczej gwiazdy z dziewięcioma cylindrami. Silniki P&W mają układ podwójnej gwiazdy, z siedmioma cylindrami na każdej z nich.
Miłośnikom silników można wspomnieć, że silnik Wright 1820 zainstalowany był we wszystkich samolotach typu Boeing B17 „Latające fortece”, podczas kiedy silniki P&W stosowane były w Consolidated B 24 „Liberator”. Ale pierwsze wersje DC-3 miały silniki Wright i dopiero w wojskowych C-47, silniki P&W 1830 stały się standardowymi silnikami dla Douglas DC-3 / C-47.
Na całym terenie panował cudowny hałas, w powietrzu latało coś zupełnie innego, ale to opiszemy przy innej okazji.
Tłumy ludzi!
Wokół lotniska działo się bardzo wiele. Ogromnie popularne były przejażdżki pancernymi wojskowymi amfibiami, które wypakowane przeważnie młodzieżą turlały się po całym terenie w obłokach kurzu. Było ciepło, cały teren był wypełniony ludźmi, straganami i było niesłychanie przyjemnie.
Nigdy nie udało się wysadzić Kwatery Głównej
Pod wieczór pojechaliśmy autobusem do Węgorzewa. Było to spore przedsięwzięcie, wiele osób było mocno zaangażowanych, więc nie znaleźliśmy czasu na obejrzenie mieszczącej się tam Kwatery Głównej Wojsk Lądowych Wermachtu, która leży nieco głębiej wzdłuż drogi i która zachowała się w oryginalnym stanie. Niemcy nie wysadzili tej kwatery podczas odwrotu, więc można podziwiać imponujące instalacje, nieco tylko mniejsze niż Wilczy Szaniec.
Innego rodzaju imponującym przedsięwzięciem budowlanym są mazurskie kanały, których budowa rozpoczęła się już w 1911 roku i które miały połączyć Mazury z Pregołą. Czyli jeziora mazurskie z Bałtykiem. Zbudowano dziesięć dużych i technicznie skomplikowanych śluz. Pięć z nich znajduje się na terenie obecnej Rosji, a pięć w Polsce. Jednak nigdy nie udało się dokończyć kanałów, w związku ze zmianą obowiązujących priorytetów.
Nie tylko druga wojna światowa poczyniła spustoszeni w tym rejonie, ale również pierwsza wojna światowa dała się tu we znaki. Szybko działający fotograf mógł uwiecznić na zdjęciu ukończoną w 30% śluzę w Leśniewie Górnym.
W Węgorzewie ugoszczono nas na wystawnym przyjęciu grillowym, a następnie nadszedł czas na wycieczkę po jeziorze Mamry, na północ od Giżycka, które jest centralną miejscowością dla całego układu jezior mazurskich.
Statek wycieczkowy był zapakowany do ostatniego miejsca „Lotnikami, Załogą i Krewnymi, ale zapasów wystarczyło dla wszystkich. Na jeziorze było spokojnie – aczkolwiek statek był pełen wrzawy i zabawy.
Wielkie Jeziora Mazurskie
Dla mnie był to najwspanialszy punkt wyprawy. Jako mały chłopiec z trudem sylabizowałem historyczne książki opisujące walki w tym rejonie pomiędzy wojskami rosyjskimi a niemieckimi jesienią 1914. Było to fascynująca, choć przerażająca historia. Szczególnie dobrze pamiętam opis tonących koni w bagnach mazurskich, autorstwa rosyjskiego generała, Rennekampfa. Od tej pory zawsze chciałem zobaczyć, jak wyglądają bagna mazurskie. Odwiedziłem co prawda te okolice wcześniej, na początku lat 1990-tych, kiedy jeszcze można było przejechać się prawdziwa koleją parową typu Ty2 i Ty42 zbudowaną w latach 1943-44, po jeszcze funkcjonujących trasach kolejowych, ale wtedy nie starczyło mi czasu na badanie terenów podmokłych. W czasie mojej pierwszej wizyty zająłem się głównie koleją i wszystkim, co było z tym związane.
Wielkie Jeziora Mazurskie ciągną się na długości ok. 120 km w kierunku północ – południe, od położonego na północy jeziora Mamry, do położonego na południu jeziora Nidzkiego. Jest to największy w Europie układ jezior, połączonych ze sobą za pomocą kanałów, rzeczek i strumieni. Wcześniej nieco zapomniane i senne, są rzeczywiście „zielonymi płucami” Polski. Według mnie, Mazury są jednym z najpiękniejszych i najspokojniejszych miejsc, jakie kiedykolwiek odwiedziłem. Przypominają nieco nasze szwedzkie jeziora: Hjälmaren i Mälaren, czy niektóre części Båven. Wszędzie porastają trzciny i dmuchawce i kiedy wypłynęliśmy w ciepłe popołudnie na jeziora mazurskie panował tam błogi spokój. Zapachy, które jako dziecko otaczały mnie wokół naszych sormlandzkich jezior powróciły, jak nigdy wcześniej.
A gdyby tak kajakiem!
Są ludzie, którzy marzą o żeglowaniu po Karaibach czy dookoła świata. W moich własnych marzeniach jestem znacznie skromniejszy, chciałbym pożeglować lub popływać kajakiem po jeziorach mazurskich, póki jeszcze nie zostaną zniszczone. W Węgorzewie rozwój postępuje bardzo szybko. Przypomina to nieco nasze małe Sandhamn, aczkolwiek wszystko dzieje się tu na mniejszą skalę.
Nie ma piękniejszego widoku niż widok słońca chylącego się ku zachodowi nad zabytkowym pałacem w Sztynorcie/ Steinort – dawną siedzibą rodu Lehndorff.
Udało nam się uniknąć komarów, które w tej okolice mogą być przekleństwem, ale być może jednak komary będą miały swój wpływ na historię. Piszemy o tym w kolejnej części.
Fuhrerhauptquartier (FHQ) Wolfschanze – Wilczy szaniec
Obiekt ten zbudowany został przy niewielkiej wiosce Gierłoż / Görlits, ok. 8 km na zachód od Kętrzyna. Ma on krótką i dramatyczną historię. Prace budowlane rozpoczęły się we wrześniu 1940, zaś całość przestała istnieć 24 stycznia 1945, kiedy niemieckie grupy saperów wysadziły wszystko w powietrze.
Polscy eksperci wyliczyli, że na każdy większy bunkier zużyto ok. 10 ton TNT. Oznacza to, że łącznie zużyto setki ton. Ale takie miasto bunkrów, zbudowanych do przetrwania najcięższych bombardowań nie było łatwo zniszczyć. Większość bunkrów przetrwała w stanie mocno uszkodzonym i obecnie Wilczy Szaniec odwiedza rocznie ok. 200 tysięcy turystów.
Całość sprawia dosyć dziwne wrażenie. Przypomina to zwiedzanie zaginionego w leśnych ostępach miasta, w którym przyroda stopniowo odzyskuje swój teren.
Trzy dni później, 27 stycznia 1945 wojska radzieckie zajęły obiekt bez żadnych walk. Hitler opuścił Wilczy Szaniec po raz ostatni 20 listopada 1944. Łącznie spędził tam 801 dni.
Było wiele kwater głównych
Zanim dalej opowiemy naszą historię warto wspomnieć, że łącznie istniało dwanaście kwater głównych sztabu Adolfa Hitlera, z których niektóre nigdy nie były wykorzystane. Najdalej na wschód położonym obiektem była kwatera obok Winnicy na obecnej Ukrainie (Wervolf), gdzie zbudowano nawet basen pływacki, ale podobno Fuhrer nigdy w nim nie pływał. Ta kwatera nie była skonstruowana do stawiania długiego oporu, ale basen podobno przetrwał.
Wilczy Szaniec został zaplanowany z dużym rozmachem. Wojna ze Związkiem Radzieckim miała nie potrwać zbyt długo, Rosjanie jednak mieli inne zdanie na ten temat. Kwatera główna była stale rozbudowywana i prace budowlane trwały nawet w momencie, kiedy już jasne było, że wkrótce trzeba będzie stamtąd uciekać.
Wilczy Szaniec nie był jedyną kwaterą główna w tej okolicy. Istniało jeszcze osiem innych kwater głównych dla najwyższych władz wojskowych, politycznych, policyjnych itp. Trzecia Rzesza miała skomplikowaną strukturę władzy na poziomie podlegającym Hitlerowi i wszystkie organa mające władzę i wpływy budowały swoje tutaj kwatery, aby być w pobliżu „ścisłego kręgu”.
W czasach największej świetności pracowało tu ok. 2000 osób. Był to świat całkowicie zdominowany przez mężczyzn. Dopuszczono tu bardzo niewiele kobiet, zaledwie ok. dwudziestu. Były to sekretarki i kucharki. Ewa Braun nigdy tu nie była. W pobliżu miała swój własny pałacyk. Na ówczesną miarę, ale również w świetle obecnych standardów, musiało to być straszne miejsce pracy. Hitler był zwolennikiem czystości i wyznawał wstrzemięźliwość i ascetyczny tryb życia. Stale trwały prace budowlane. Wewnętrzna kontrola w poszczególnych sektorach bezpieczeństwa dramatycznie ograniczała jakikolwiek ruch.
I te komary …
Latem panowała tu prawdziwa plaga komarów. Kwaterę nazywano czasami Muckenheim. Historia mówi, że pewnego razu kilku żołnierzy postanowiło pozbyć się komarów. Sięgnięto po klasyczną metodę i rozlano benzynę po terenach podmokłych wokół kwatery. Komary wyginęły, ale wraz z nimi wyginęły bagienne żaby. Hitler zauważył to i wpadł we wściekłość, żaby żywiły się przecież komarami, więc szybko oczyszczono teren i wprowadzono nowe żaby. Naturalnie komary natychmiast powróciły.
Gorsze było jednak to, że Hitler nie ufał swojemu wojsku i traktował wielu wyższych rangą oficerów jak wewnętrznych wrogów. Po zamachu 20 lipca sytuacja się jeszcze pogorszyła.
Wojna pozostawiła ogromne budowle
Wilczy Szaniec robi ogromne wrażenie. Ale jeśli porównamy go z wszystkimi innymi gigantycznymi projektami budowlanymi prowadzonymi w czasach Hitlera, to Wilczy Szaniec zdecydowanie nie należy do największych. Wystarczy wspomnieć bunkry na okręty podwodne w Zatoce Biskajskiej, niesłychaną ilość schronów na artylerię przybrzeżną, wielkie montownie i wiele innych, choćby wieże ochrony przeciwlotniczej i schrony lotnicze w Berlinie, Hamburgu i Wiedniu. Wiele z tych budowli przetrwało do naszych czasów, gdyż nie można było ich poddać rozbiórce. W wielu miejscach znalazły one całkiem rozsądne zastosowanie, nierzadko w dziedzinie kultury. Na przykład w Hamburgu pozostał gigantyczny bunkier przeciwlotniczy, który wykorzystywany jest w części na księgarnię, zaś na platformach armatnich działa restauracja. Kupiłem tam kiedyś książkę i okazało się, że młody człowiek pracujący w kasie nie miał pojęcia, w jakim budynku pracuje! Ale okazuje się, że również w Szwecji, mamy, bądź jeszcze do niedawna mieliśmy ogromne centrale dowodzenia, nie ustępujące w niczym swoim kontynentalnym odpowiednikom.
Czyli Wilczy Szaniec jest ogromny, ale wcale nie przytłacza swoim ogromem.
Zamach z dnia 22 lipca 1944
Miejsce Wilczego Szańca w historii zostało zapewnione wydarzeniami z 20 lipca 1944 roku, kiedy to pułkownik Claus Schenk Graf von Stauffenberg, bardzo utalentowany, głęboko wierzący chrześcijanin, ojciec czwórki dzieci, mąż Niny, będącej w ciąży z piątym dzieckiem, usiłował dokonać czegoś, czego nikt inny nie był w stanie zrobić. Wziął na siebie niemal niewykonalne zadanie zlikwidowania Adolfa Hitlera. Inna droga „uratowania Niemiec” nie była możliwa. Jego psychiczne uwarunkowania do wykonania tej misji były doskonałe, gorzej z warunkami fizycznymi. Podczas walk o Tunezję wiosną 1943 roku został ciężko ranny, stracił jedno oko, jedno ramię oraz dwa palce w pozostałej dłoni. Przyjął poza tym na siebie podwójną rolę: miał sam przeprowadzić zamach bombowy, a potem miał powrócić do Berlina i poprowadzić zamach stanu.
Hitler przeżył wybuch i na większość zamachowców czekały ciężkie „rozprawy” przed Trybunałem Stanu, któremu przewodniczył słynny sędzia Kreisler. Rozprawy te prowadziły do bestialskich straceń w więzieniu Plötzensee. Na tysiące ludzi czekał tam straszliwy los.
Pułkownik Claus został jednak rozstrzelany – wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami na Bendlestrasse – już wczesnym rankiem 21 lipca. Stało się to na rozkaz jego przełożonego, generała Fromma, który pierwotnie wspierał konspiratorów, ale szybko zmienił stronę po klęsce zamachu. Fromm jednak nie uniknął swego losu. Dzwon zadzwonił dla niego jednak nieco później.
Ale nie była to całkowita klęska
Cały skomplikowany i szeroko zakrojony zamach być może od samego początku był skazany na klęskę. Nie można go było w pełni zrealizować. Ale być może jedynym realistycznym celem było pokazanie, że ktoś odważył się na niewykonalny czyn, niezależnie od poniesionych kosztów.
Konspiratorzy stojący na czele zamachu nie byli żadnymi gangsterami czy profesjonalnymi zabójcami. Byli to zwykli, przyzwoicie wykształceni ojcowie rodzin w średnim wieku, z żonami i dziećmi. Wielu z nich pochodziło ze znanych i szanowanych rodzin, które od stuleci służyły ojczyźnie i przyczyniały się do rozwoju Niemiec.
Poza planowaniem i prowadzeniem zamachu mieli oni do wykonywania swoje zwykłe obowiązki pracy, co wymagało od nich sporego zaangażowania, z uwagi na sytuację, w jakiej w tym okresie znajdowały się Niemcy.
Bez odważnego wsparcia ze strony żon i sekretarek niczego nie można by było dokonać. Ich rola być może została nieco zapomniana przez historię, ale obecnie widać tu pewną poprawę. Pani Nina Schenk Graf von Stauffenberg przeżyła i córka, którą nosiła w łonie tego pamiętnego dnia, obecnie pani Konstanze von Schulthess napisała książkę o swojej matce. Inna książka o kobietach związanych z mężczyznami zamachu z 20 lipca napisana została przez Dorotheę von Mering: „Mit dem Mut des Herzens”. Jest to prawdziwa perła i gorąco ją polecam osobom interesującym się historią. Przeczytanie jej wymaga jednak sporego opanowania języka niemieckiego. Po zamachu, szef SS i policji, Heinrich Himmler obiecał, że rodzina Stauffenberg zostanie „zlikwidowana na zawsze”, nikt nie zostanie oszczędzony. Ale jak powiedziała pani Nina: „Nawet Trzecia Rzesza nie była idealnym państwem pod każdym względem, były tam luki i brak kompetencji na różnych poziomach, również w policji."
Pani Nina zmarła 2 kwietnia 2006 w szacownym wieku 93 lat. Na jej 90-te urodziny zebrała się w Kirchlauter cała rodzina na uroczystej kolacji. Doliczono się 43 dzieci, wnuków i prawnuków. Nina, z domu Lerchenfeld poznała swojego Clausa w bardzo młodym wieku. Ojciec Clausa uważał, że Nina jest być może zbyt młoda na zamążpójcie, ale miał on ogólnie dość prosty pogląd na kobiety: „Są kobiety, z którymi człowiek się żeni, oraz pozostałe”. Nina przeszła ten test pozytywnie!
Fragment dramatycznej historii Europy. Tak blisko, a czasami wydaje się, że to ogromnie daleko od nas.
Zakończenie
Dokładnie o 15:00 wystartowaliśmy z Kętrzyna-Wilamowa i wykonaliśmy kilka docenionych rund honorowych nad lotniskiem. Gdańsk był pierwszy na naszej trasie – tankowanie. Następnie przyjęliśmy kurs niemal idealnie północny, do domu. Lądowanie na lotnisku Bromma o 19.00. O tej porze nie było już żadnego autobusu do miasta. Była przecież niedziela …
Była to jedna z najlepszych wypraw, w jakich brałem do tej pory udział. Być może najlepsza. Spełniła, a nawet lekko przewyższyła nasze oczekiwania.
Kierownik wyjazdu, Lasse Cedwall, uosobienie pewności i spokoju w lekko chaotycznych sytuacjach oraz załoga najwyższej klasy.
Kiedy teraz, już po napisaniu artykułu, dowiedziałem się, że SAS przedłużył kontrakt z nami, jestem pewien, że powodem jest jakość, entuzjazm, wiedza i zaangażowanie, jakie okazujemy podczas naszych kulturowo-historyczych eskapad.
|