[ 2022.08.28 ] instr. pilot Jerzy Kwiecińskim – wiceprezes Aeroklubu Krainy Jezior, honorowy członek AKJ, został zasłużenie wyróżniony BŁEKITRNYMI SKRZYDŁAMI!

Wprawdzie przyznano już w 2020 roku ale z powodu pandemii COVID-19 trwającej ponad dwa lata, do wręczenie BŁĘKITNYCH SKRZYDEŁ doszło dopiero w dniu 26 sierpnia 2022 roku podczas tegorocznych uroczystości z okazji Święta Lotnictwa Polskiego.

Dla nie znających , Jerzy Kwieciński , trzeci od lewej , po prawej stronie młodej damy

Kim jest wyróżniony BŁĘKITNYMI SKRZYDŁAMI? Dla znających nie potrzebne dodatkowe rekomendacje. Dla innych zainteresowanych wyróżnioną postacią , poniżej tekst Miłosza Rusieckiego zamieszczony w czasopiśmie roczniku Mazury AirShow’19. Polecamy poznanie poniższej treści pisemnej wypowiedzi Miłosza.

„Jerzy Kwieciński, rocznik 1933, z urodzenia Kujawiak, z zamieszkania Włocławiak, z zamiłowania, wykształcenia i zawodu lotnik. Sercem i duszą oddany lataniu, „pilot prawdziwy” – jak kiedyś powiedział o nim do swojej mamy pewien jedenastolatek po swoim pierwszym w życiu widokowym locie. To żartobliwe na pozór określenie świetnie oddaje związki Jerzego z lotnictwem. Zainteresował się nim jeszcze w czasach szkolnych i już jako nastolatek rozpoczął szkolenie szybowcowe. Mówi się łatwo, ale w tych czasach wyglądało ono zupełnie inaczej, niż dzisiaj. Nie było mowy o szybowcach dwumiejscowych, o doświadczonym instruktorze za plecami. Najpierw szkolenie teoretyczne, a po nim pełen dobrych chęci młodzian zasiadał – zupełnie sam – w kabinie jednomiejscowego szybowca. Przepraszam, powiedziałem „w kabinie”? W jakiej kabinie? Poczciwy szkolny „Abecak” (IS-3 ABC) nie tylko nie miał przezroczystej owiewki nad kadłubem, nie miał nawet burt i osłony dziobu. Uczeń zajmował miejsce na siedzisku przymocowanym do wąskiej belki kadłubowej niczym na kiju od miotły, mając przed sobą tylko własną dłoń zaciśniętą na drążku sterowym, czubki własnych butów i… nieograniczoną przestrzeń. Szybowiec startował za wyciągarką – kilkusetmetrowa lina nawijała się na bęben obracany silnikiem spalinowym. Oczywiście te pierwsze loty były niewiele więcej niż podskokami nad płytą lotniska, ale z każdym dniem rosła siła ciągu liny wyciągarkowej, rosły umiejętności młodziutkiego pilota, a wraz z nimi rosły wysokość i czas lotu. Szkolenie, zorganizowane przez terenowy oddział Ligi Lotniczej na znanym szybowisku w Lisich Kątach pod Grudziądzem trwało 6 tygodni. Pan Jerzy podsumowuje patrząc w Dziennik lotów z tamtych lat i wylicza – w tamte wakacje wykonałem 42 loty na szybowcu ABC, 10 lotów na Salamandrze i 4 na poniemieckim Jeżyku (Grunau Baby). Był rok 1950. Potem miało być dalsze szkolenie w Aeroklubie Pomorskim w Toruniu, niestety szybko przerwane likwidacją aeroklubu (reaktywowanego dopiero po opuszczeniu lotniska przez wojska radzieckie w 1956 r.). W kolejnym roku udało się odbyć kurs spadochronowy w Nowym Targu. Energiczny dziewiętnastolatek nie widział już dla siebie miejsca poza lotnictwem i w 1952 r. został przyjęty na IV turnus do Centrum Wyszkolenia Instruktorów Szybowcowych w Jeżowie Sudeckim. Ukończył go z siódmą lokatą i jak cała pierwsza dziesiątka absolwentów miał prawo wyboru miejsca pracy. Wybrał najbliższy rodzinnego domu Aeroklub Bydgoski, wówczas mający siedzibę w Fordonie, gdzie w dniu swoich dwudziestych urodzin rozpoczął pracę na stanowisku instruktora szybowcowego. Przepracował tam blisko siedem lat, przerwanych jedynie służbą wojskową. Nawet i tę pan Kwieciński związał z lotnictwem – ukończył podoficerską szkołę Młodszych Specjalistów Lotniczych w Elblągu i jako starszy mechanik silnikowy na samolotach Ił-10, został skierowany do 6 Pułku Lotnictwa Szturmowego w Pile. W toku służby ukończył jeszcze kurs obsługi samolotu Jak -11. Służba pod znakiem biało-czerwonej szachownicy miała swoją cenę – trwała całe 3 lata, o rok dłużej niż w armii. Na szczęście Szkoła Szybowcowa w Fordonie upomniała się o zdolnego instruktora, a do prośby przychylił się ówczesny dowódca lotnictwa wojskowego gen. Jan Frey-Bielecki, jednocześnie Prezes Aeroklubu PRL i osobistym rozkazem przedterminowo zwolnił młodego lotnika do cywila. Być może pracowity instruktor na długo związałby się z gościnną ziemią bydgoską, jednak w 1959 r. zaczął tworzyć się Aeroklub Włocławski. W październiku tegoż roku Pan Jerzy przyjął propozycję zarządu nowego Aeroklubu i powrócił w rodzinne strony, otrzymując stanowisko szefa szkolenia oraz instruktora szybowcowego i samolotowego. Na lotnisku w podwłocławskim Kruszynie przepracował do końca lipca 1975 r., przy czym ostatnie pięć lat już jako kierownik Aeroklubu, co było wyjątkiem w czasach, gdy z reguły stanowisko to obsadzali oficerowie z Wojsk Lotniczych. W latach 1968 - 1975 był członkiem Państwowej Lotniczej Komisji Egzaminacyjnej. Oznaczało to, że oprócz pracy w swoim aeroklubie przyjmował egzaminy praktyczne głównie na samolotach (w tym do licencji zawodowej i uprawnień instruktorskich).
Od sierpnia 1975 r. Jerzy Kwieciński zasilił szeregi polskich agrolotników, będąc zatrudnionym w olsztyńskim oddziale Zakładu Usług Agrolotniczych, gdzie przepracował kolejne 20 lat, przy czym od 1987 r. do przejścia na emeryturę w październiku 1994 r. był w tym oddziale szefem pilotów. Latał w Polsce, Czechosłowacji, NRD, ale przede wszystkim w Egipcie i Sudanie. W tamtych latach wokół agrolotników narosły legendy. Z jednej strony byli powodem do dumy, synonimem dobrej lotniczej roboty, „produktem eksportowym”. Z drugiej zazdroszczono im świetnej pracy, ciekawych podróży w egzotyczne miejsca i wysokich zarobków, częściowo w twardej walucie. I jak to w legendach bywa, wszystko to było prawdą, ale ta prawda wyglądała trochę inaczej. Ciekawe turystyczne miejsca, z przysłowiowymi piramidami na czele oglądało się zazwyczaj przez kilkanaście sekund, z rozgrzanej kabiny „Antka”, podczas podejść do lądowań na etapowych lotniskach. Czasami, przy odrobinie szczęścia – podczas krótkich wycieczek w dni wolne. Codzienność była jak najbardziej egzotyczna, ale była to egzotyka twarda, trudna, niemal frontowa. Prymitywne warunki bytowania w odległych polowych bazach, temperatury jak w rozgrzanym piecu, ubrania przepocone w kwadrans po włożeniu, metal samolotów rozgrzany tak, że nie sposób dotknąć go gołą ręką, a do tego skorpiony, węże, burze pyłowe i nie zawsze życzliwa miejscowa ludność. Przebazowywanie samolotów przez Morze Śródziemne z prymitywnymi środkami łączności i niepewnymi w działaniu kamizelkami ratunkowymi. Ale przede wszystkim agrolotnicza codzienność – latanie w kabinach bez klimatyzacji na minimalnych wysokościach, z przysłowiowymi kołami w krzakach bawełny, pomiędzy drzewami, wioskami i napowietrznymi liniami energetycznymi i telefonicznymi. Latanie jak najbardziej frontowe, z wypadkami, także śmiertelnymi. Statystyki są nieubłagane – w ciągu półwiecza zginęło za sterami – nie tylko za granicą – blisko 70 agrolotników. +Jerzy lata intensywnie, ale bez wypadków. Przybywa mu setek wylatanych godzin, przybywa doświadczenia. Ma swoje zasłużone miejsce wśród agrolotniczej elity. Nawet po odejściu na emeryturę wspomaga młodszych kolegów – lata w Iranie, gasi pożary na Śląsku, uczestniczy w „akcjach lisy” (rozrzucanie nad lasami szczepionek przeciwko wściekliźnie dla lisów i innych drobnych drapieżników). Jest świadkiem powolnego upadku polskiego agrolotnictwa, gdy inaczej szacowane koszty działań oraz ogólnoświatowa tendencja do odchodzenia od stosowania chemii w rolnictwie czynią z agropilotów „gatunek zagrożony wyginięciem”. Jednak do dziś ci z nich, którzy nadal latają, są cenionymi fachowcami w aeroklubach, prywatnych firmach czy liniach lotniczych.

Jerzy nie widzi siebie jako emeryta w fotelu. W 1999 r. przyjmuje zlecenie reaktywowania lotniska w Kętrzynie i jednocześnie Aeroklubu Kętrzyńskiego, który nieco później przyjął nazwę Aeroklubu Krainy Jezior. Zadanie wykonuje i przez kolejne trzy lata pełni tam obowiązki instruktora szybowcowego i samolotowego, szefa szkolenia i dyrektora. I tak już będzie przez kolejną dekadę – „rozkręcanie” małych Aeroklubów tworzonych przez pasjonatów na opuszczonych przez dawnych użytkowników i zaniedbanych lotniskach stanie się specjalnością Pana Kwiecińskiego. Od kwietnia 2003 r. do końca 2008 r. aktywnie uczestniczy w powstaniu Aeroklubu Północnego Mazowsza w Przasnyszu, w przejęciu i rejestracji lotniska, gdzie następnie już jako szef szkolenia uczy latania na szybowcach i samolotach. W 2008 r. przyjmuje kolejne wyzwanie – ma zorganizować prywatny ośrodek szkolenia na samolotach na pięknym lądowisku w Grądach, po byłej bazie przeciwpożarowej ZUA, z asfaltowym pasem startowym. I tym razem wywiązuje się z nowego zadania po mistrzowsku. Ośrodek uzyskał certyfikat 1 września 2008 r. a pan Jerzy obejmuje w nim funkcję kierownika szkolenia, którą pełni do końca 2012 r. Następnie odchodzi na własne życzenie, mając na uwadze swój wiek i stan zdrowia, (obniżenie klasy zdrowia skutkuje zamianą licencji zawodowej na świadectwo kwalifikacji pilota samolotów ultralekkich). Nie dane mu jest jednak odpocząć, lotnictwo upomina się o swoich najlepszych pracowników, a wśród nich także o Pana Jerzego. Starzy znajomi z Kętrzyna, proponują mu zorganizowanie i poprowadzenie ośrodka szkolenia do świadectwa kwalifikacji pilota samolotów ultralekkich na lotnisku Kętrzyn. Ponieważ jest to praca sezonowa, ze zdecydowanie mniejszym obciążeniem, Jerzy wyraża zgodę i wraca na znane mu doskonale lotnisko Kętrzyn – Wilamowo.

Mówiąc o zaszczytach i wyróżnieniach Pan Jerzy nie chwali się odznaczeniami czy dyplomami, chociaż ma ich sporą kolekcję. Mówi z dumą, że pracując całe życie w lotnictwie (w tym 24 lata w „agro”) nie miał ani jednego wypadku. Latał w Polsce, ale też w Czechosłowacji, NRD, Egipcie, Sudanie, Syrii, Iranie, uczestniczył też w grupowych przebazowaniach do Hiszpanii samolotów Dromader. Za sterami spędził 10 000 godzin na samolotach i 1 700 na szybowcach. Aktualnie posiada ważne świadectwo kwalifikacji pilota samolotów ultralekkich z uprawnieniem instruktora, zaliczając się do elitarnej grupy pilotów „+70”. Jest członkiem honorowym Aeroklubu Włocławskiego oraz Aeroklubu Krainy Jezior, w którym też pełni funkcję wiceprezesa zarządu.

A co to wszystko ma wspólnego z Mazurskimi Pokazami Lotniczymi? Oczywiście, że ma, bo to właśnie pan Kwieciński jako ówczesny dyrektor Aeroklubu Krainy Jezior tworzył całą lotniczą stronę pierwszych edycji pokazów. Swoją wiedzą i doświadczeniem budował renomę ówczesnych festynów, dzięki której mogły one rozwinąć w swój dzisiejszy kształt.

Tak jest także obecnie. Po kilkuletniej przerwie Jerzy znów jest w wąskim sztabie ludzi, dzięki którym skomplikowana lotnicza część imprezy funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna. Jego charakterystyczny, lekko nosowy głos często słychać na częstotliwości Kętrzyn radio, albo w biurze z wejściem „tylko dla pilotów”, gdzie profesjonalnie ogarnia całą rozbudowaną „papierologię”. I nie ważne jest, od jakich cyfr zaczyna się PESEL, ważne jest, na ile lat się czujesz. Bo przecież „piloci prawdziwi” pozostają młodzi na zawsze.

Aha! I jeszcze jedno – tym chłopcem przeżywającym swój pierwszy lot z „prawdziwym pilotem” był autor tego tekstu. I choć nie był to początek jego lotniczej pasji, to jednak lot ten był dla owej pasji jednym z najmocniejszych i nigdy nie zapomnianych bodźców”.


Tyle od Miłosza! Dla nas Jerzy Kwieciński jest niekwestionowanym autorytetem, członkiem honorowym Aeroklubu Krainy Jezior , niestrudzonym wiceprezesem AKJ , aktywnym instruktorem , pełnym życzliwości dla każdego a niektórzy mają szczęście być obdarzeni jego przyjażnią.

Zarząd AKJ serdecznie gratuluje kol. Jerzemu (20 stycznia skończy 90 lat) wyróżnienia BŁĘKITNYMI SKRZYDŁAMI , życząc aby dodały motywacji do nieskończonej aktywności w naszym lotniczym gronie.

Zarząd AKJ








strona główna dla pilota kalendarz imprez biuro prasowe kontakt